Strony

środa, 31 lipca 2013

30. Coraz mniej mnie :)

W piosence jest 'A ja rosnę i rosnę...'... A u mnie odwrotnie :) A ja chudnę i chudnę...
Dziś kolejna środa i kolejne ważenie... 92,7kg. Od porodu to moja rekordowa waga. Jestem taka szczęśliwa, bo to oznacza, że moje marzenie może się spełnić. Chciałabym do urlopu (17 września) ważyć nie więcej niż 80kg. To byłby pierwszy krok...
Odważyłam się też przymierzyć moje spodnie, te które nosiłam w połowie ciąży. Nie pamiętam ile wtedy ważyłam, ale też już pewnie sporo :) Miłe zaskoczenie, bo wchodzę w nie. Mało tego, normalnie się w nich zapinam :) Huuuurrrrra. Teraz już mam kolejne spodnie do noszenia. Cieszę się, bo nie zamierzałam inwestować w wiele nowych ciuszków. Ma to być motywacja do szybkiego zrzucenia kilogramów. Jak na razie działa :)

Waga: 92,7kg (-7,3kg).

poniedziałek, 29 lipca 2013

29. Poszukiwania...

27 lipca, 2013...
Już z samego rana wybraliśmy się na zakupki... Zaraz po śniadanku ubrałam malucha, wsiedliśmy i pojechaliśmy na łowy :) Nasz cel to - strój kąpielowy dla Andrei....
Pierwszy przystanek to Stockport... I TkMaxx jako pierwszy. Byłam pewna, że tam kupię wymarzony kostium.Przy okazji chciałam kupić miarkę wzrostu... Ostatnio jedna z blogerek zaprezentowała takową na blogu, właśnie z TkMaxx'a. Jakież było moje rozczarowanie kiedy nie znalazłam ani tego ani tego :(
Hmmm... Musiałam się zastanowić gdzie ruszać dalej. W pobliżu był Primark, więc zaszłam zobaczyć czy tam nic takiego nie znajdę. Tu też pustka. Gdzie więc mam kupić strój do pływania dla małej??? Nie miałam zielonego pojęcia. Aż w końcu mnie olśniło. Przecież w Asda kiedyś widziałąm malutkie, śliczniutkie kostiumiki :)
Pojechaliśmy... Ufff, udało się, faktycznie Asda miała to za czym zjeździłam dziś parę godzin... Super. Oto efekt kilkugodzinnej jazdy... :))))




















Nie jest idealny ale jest ok :) Najważniejsze, że go mamy.

czwartek, 25 lipca 2013

28. Ogrodniczka ;)

Dziś o dwóch sprawach.

Po pierwsze...
Jakiś czas temu zachciało się mojemu mężowi zabawić w ogrodnika. Kupiliśmy więc kilka sadzonek pomidorów i papryczek.... Podeszłam do tego jakoś bez większego entuzjazmu. Nigdy mnie jakoś nie ciągnęło do prac ogrodowych. Sadzenie, pielenie, to po prostu nie dla mnie. Ale co tam , powiedziałam mężowi, że niech sadzi i oby tylko nie zapominał o podlewaniu :) Tak więc w naszym ogródku 'zamieszkały' pomidorki i papryczki :) Niestety nasze "szare przyjaciółki', wiewiórki, nie dawały sadzonkom rosnąć. Ciągle je podgryzały. Aż w końcu papryczki na dobre nam powygryzały i nic z nich nie zostało, a pomidorki zostały tylko trzy :( Dobre i to. Choć myślałam, że i to nam zjedzą.
Aż tu wczoraj zaglądam, a na krzaczkach sześć owoców :) Sześć małych, zielonych pomidorków...


Śliczne te nasze pomidorki :) Teraz tylko czekamy aż się zaczerwienią. Miło będzie spróbować pomidorka z 'własnego ogródka' heehehe

Mamy też truskaweczki, ale na owoce poczekać trzeba będzie jeszcze kolejny rok :)

Wpadł mi do głowy teraz pomysł, że za rok zrobimy z mężem sobie mały zielnik. Posadzimy tam różne zioła, No i truskaweczki koniecznie, dla mojej księżniczki :)
Spodobało mi się. A jaka jest satysfakcja jak w końcu można się pochwalić zbiorami :)


A teraz o drugiej sprawie...

Na dziś przypadł dzień kolejnego ważenia :) Uśmiecham się, bo waga powoli spada... Upragnione 93,3kg... Może jeszcze nie bardzo po mnie widać ten spadek kilogramów ale ja już naprawdę czuję się lżejsza. A poza tym jak staję na wagę to wszystko jest jasne :))))
Trzymajcie kciuki i oby tak dalej....
Na razie optymalny cel to 80kg... A do finałowego wyniku, 75kg, jeszcze trochę mi brakuje :)

Waga: 93,3kg (-6,7kg).

wtorek, 23 lipca 2013

27. Pierwsza lekcja...

Dzień pełen wrażeń... 

Po raz pierwszy Andrea spróbowała innego jedzenia niż mleko :) W sumie już za dwa dni skończy cztery miesiące, a to właśnie od tego miesiąca można wprowadzać powoli już inne pokarmy... Tak więc na pierwszy ogień poszła, najmniej chyba szkodliwa i uczulająca, gotowana marchewka z ziemniaczkiem :)
Byłam strasznie podekscytowana. Moja mała córeczka zaczyna jeść łyżeczką. To wielka rzecz... Niemalże miałam łzy w oczach podając jej pierwszą łyżeczkę do buzi :) Obserwowałam ją co zrobi, będzie pluć czy zacznie smakować i połknie. No i stało się.... Byłam w szoku, bo Andrea od razu zasmakowała w nowym smaku... Mlaskała swoim małym języczkiem i otwierała buźkę na więcej. Ani razu nawet nie wypluła tylko ładnie wszystko połykała... Szok, ale zjadła pół słoiczka za jednym zamachem...
Taka jestem z niej dumna :) Moja córcia dorasta...

Dziś też Andrea pierwszy raz była na basenie... Postanowiliśmy z mężem, że chcemy ją oswoić z wodą jak najwcześniej... Oboje kochamy wodę, więc nie wyobrażam sobie, że moje dziecko nie umiałoby pływać i nie kochałoby wody jak jej rodzice :) Tak więc pierwsza lekcja i pierwszy kontakt z wodą już za nami.
Andrea zachowywała się tak jakby jej nic nie dziwiło, jakby woda wokół niej była najnormalniejszą rzeczą na świecie. Nie przeszkadzało jej mokre otoczenie... Nawet skaczące i hałaśliwe dzieci jej nie odstraszyły... Fantastycznie było na nią patrzeć... Cała rosłam z dumy jak inni patrzyli na Andreę i się uśmiechali.
Jak na pierwszy raz uważam, że 20 minut to wystarczająco :) Kolejne spotkania będą dłuższe :) Kopiliśmy już nawet koło dla małej do pływania... Kurczę nie mogę doczekać się kolejnego wyjścia na basen... :) Cieszę się jak dziecko hehehehe

Wyszło na to, że dzisiejszy dzień to 'dzień pierwszych prób' :) Udany dzień....

niedziela, 21 lipca 2013

26. Filipińskie party...

18 lipca, 2013... 
Tego dnia, jedna z naszych znajomych obchodziła swoją pierwszą rocznicę ślubu. Mary pochodzi z Filipin i mam wrażenie, że tam każdą okazję świętuje się tak chucznie. Tak było i tym razem. Zaprosiła prawie wszystkich z pracy.... Aż byłam w szoku, że jej dom pomieścił nas wszystkich plus rodzinę i kuzynów.
Ryan, jej mąż jest na Filipinach a ona tu, więc całą imprezę byli w kontakcie telefonicznym... Dzięki temu on mógł słyszeć co się dzieje :)

Impreza zaczęła się około 21... I tak też przyjechaliśmy. Cieszyłam się na spotkanie przyjaciól, bo odkąd jestem na maternity leave, mam ograniczony kontakt z nimi.
Wielkie wrażenie zrobiło na mnie jedzenie przygotowane przez Rolliego :) Jest świetnym kucharzem... Mają przepyszną kuchnię, zupełnie różni się od naszej polskiej. Było dużo grillowanych warzyw, różne mięsa... Ale najbardziej ciekawa byłam pieczonej świnki :) Tak tak dokładnie, na stole stało całe, pięknie upieczone prosię, z chrupiącą skórką... Musiałam jej spróbować jako pierwszej...

Lechon Baboy...
Cały pieczony prosiak zawsze zajmuje zaszczytne miejsce przy stole podczas różnych ważnych uroczystości. Pieczona Świnia (lechon baboy) jest uważana za najlepszą na świecie. Jednak nie wszystkich stać na taki przysmak. Jeżeli jest pieczone prosie na imprezie to oznacza to dobrobyt w rodzinie. Jednak mnie jej smak mnie rozczarował :( Jak dla mnie to tylko pięknie wyglądała... Zupełnie nie mój smak... Zresztą nie dziwne skoro za innymi mięsami też jakoś nie przepadam... Dla mnie liczy się tylko drób :)

Kolejnym daniem które mi smakowało jest makaron chiński z warzywami i sosem sojowym :) Hmmmm pychotka :)
Zdjęcie zapożyczone, bo oczywiście zanim wzięłam aparat to już mogłam fotografować puste dno :)
Kolejne, moje ulubione słodkości, typowo z Filipin... Leche flan... 
My favourite...
Podaję przepis: 
10 żółtek, 2 puszki skondensowanego mleka po 390 g, 1 łyżka ekstraktu waniliowego
Na karmel: 1 szklanka cukru, 3/4 szklanki wody, 1 arkusz folii spożywczej.
Opis przygotowania: żółtka ubić trzepaczką w misce, wlać do nich 1 puszkę mleka skondensowanego i ponownie ubić. Następnie wlać 1 łyżkę ekstraktu waniliowego i dokładnie wymieszać. Do wymieszanych składników wlać drugą puszkę mleka skondensowanego i całość ponownie ubić.
 Przygotować karmel: cukier przesypać do rondla, postawić na małym ogniu, wlać wodę i mieszając karmelizować, aż do uzyskania płynnego karmelu. Gdy tak się stanie, ściągnąć z ognia i wlać do powstałego karmelu wszystkie wymieszane składniki, ale nie mieszać. Całość przykryć szczelnie folią spożywczą, wstawić do dużego garnka zalanego wodą i gotować na parze przez 20 minut. Po tym czasie ściągnąć z ognia, odwinąć folię, przestudzić, odciąć nożem od brzegów rondla i przewracając do góry nogami, przełożyć na talerz.

Może ktoś z was spróbuje zrobić... Ciekawa jestem czy wam też posmakuje :) Ja chyba zabiorę się do tego w tygodniu :)

Posmakowało mi też  „Halo Halo”. Jest to deser, mikstura owoców, płatków, słodkich fasolek i lodów. Wszystko razem wymieszane i podawane w wysokiej szklance z mlekiem (najlepiej skondensowanym) i skruszonym lodem. Palce lizać :)

Bardzo szybko upłynął czas. Były tańce, głośna muzyka... Czekałam na karaoke ale się nie doczekałam. Jednak i bez tego było super. I zanim się obejrzałam trzeba już było wracać do domku.... Niestety moja mała kruszynka była maksymalnie zmęczona i trzeba ją było położyć spać :) 
Najważniejsze, że fenomenalnie się bawiliśmy... Poza tym Andrea poznała swoją pierwszą koleżankę, śliczną Erikę. Mam nadzieję, że niedługo się spotkają i pobawią razem :) 
A teraz czekam tylko na zdjęcia, bo mnie nie udało się zrobić za wiele :)


20 lipca, 2013...
No a dziś trafił mi się 'dzień bez sms'a' :) I o dziwo do tej pory udało mi się wytrwać... A myślałam, że jestem uzależniona hahaha Wcześniej z FB nie było tak łatwo :)

wtorek, 16 lipca 2013

25. Naleśnikowy dzień... :)

Dziś będzie krótko. Moja córcia wymęczyła mnie na maxa i nie mam na nic siły :) Niewiarygodne ileż to malenstwo ma energii. 
W mojej zabawie na dziś przypadło mi ugotowanie jakiegoś specjału mojemu mężowi. Nie jestem orłem kulinarnym i gotowanie to moja zmora, ale słowo się rzeklo :)
Żeby sobie nie utrudniać, wpadłam na pomysł zrobienia naleśników z serem. Mój mąż je lubi, ja uwielbiam więc nie było się nad czym zastanawiać. Poza tym mało skomplikowane danie i raczej chyba nie mogłabym tego zepsuć.
Tak więc na kolację zaserwowała mężowi ten oto przysmak :) Może nie wyglądają pięknie ale smakują wyśmienicie ;
) Uwierzcie....

sobota, 13 lipca 2013

24. Skype po latach

Jakiś czas temu odnowiłam kontakt z koleżanką z lat wczesno szkolnych. A wszystko to zasługa fb :) Siła i zasięg tego portalu jest olbrzymia. To ona mnie odnalazła i zaprosiła do znajomych. Wymienilyśmy kilka maili, bo jakoś nigdy nie mogłyśmy sie zgrać do rozmowy. Duża zasługa tego należy do znacznej różnicy czasu na naszych kontynentach :) Bogusia bardzo wcześnie wyjechala z rodzicami do Stanów i przez prawie 20 lat nie mialyśmy ze sobą kontaktu. Aż do dziś.
Super było ją zobaczyć, powspominać, a było tego troszkę :) Naśmiałyśmy się, bo w ciągu kilku minut chciałyśmy nadrobić stracony czas. Skakałyśmy z tematu na temat, więc rozmowa była chaotyczna. Poznalam też jej córkę i męża. Fajną ma rodzinkę.
Teraz jak już jesteśmy w kontakcie to będziemy rozmawiać częściej. Zastanawiam się też nad wyjazdem do rodziców w okolicach lutego bądź marca, więc byłaby okazja na wspólną małą czarną :) Oby wypaliło...

23. Nowy dzień...

Uśmiechnięta, wesoła, bez żadnych złości. Taka jestem dziś. I chcę by tak już zostało... Bo jeszcze wczoraj było zupełnie inaczej... Niestety nie mam wpływu na pewne rzeczy, nie zmienię tego i już. A kolejna sprawa, że w pewnych kwestiach też nie powinnam tak bardzo być uparta. Czasem trzeba wrzucić na luz i po prostu odpuścić. A czasem po prostu udać, że się nie widzi pewnych rzeczy :)
Muszę pogodzić się z faktem, że rzeczywiście nie mieszkamy już sami. Jednak cały czas trudno mi się z tym oswoić. Ja się złoszczę, Adrian się denerwuje, i nie ma zgody między nami. Nie lubię jak się do siebie nie odzywamy. Dlatego po prostu przeprosiłam i poprosiłam by było jak dawniej :) Na szczęście ani on ani ja nie potrafimy się długo na siebie gniewać. a na koniec obiecałam, że przetrwam jakoś tę sytuację :)

Po wczorajszym dniu postanowiłam dziś się zrelaksować... :) Zabrałam kruszynkę na dwór i postanowiłam, że nadrobię robótki ręczne.... Jakoś ostatnio trudniej mi się zmobilizować, bo jest za gorąco na dworze. Ale dziś wyraźnie tego potrzebowałam.
To dopiero połowa :)Mój pierwszy własnoręcznie zrobiony bieżnik :))




A tu moja kruszynka, pilnie dotrzymuje mamie towarzystwa :)

I jeszcze raz z bliska.
Chciałabym skończyć to niebawem, bo już mam koncepcję na nową serwetkę. Tym razem wzór typowo Bożonarodzeniowy :) Myśle, że zaczynając teraz wyrobię się do świąt hahaha
A w międzyczasie w planach mam zrobić jakiś ciuszek dla Andrei :) Tylko muszę poszukać czegoś konkretnego, Bo to musi być wyjątkowe :)

Ok zmykam i zabieram się do pracy :)

wtorek, 9 lipca 2013

22. Cudowny letni dzień nad morzem.

Wczoraj, 8 lipca, mój mąż zrobił nam niesamowitą niespodziankę.... Zabrał nas nad morze irlandzkie do Rhyl. Razem z nami pojechała też Karolina, moja przyjaciółka, więc tym bardziej dzień zaliczam do udanych :)
Pogoda dopisała nam przez cały dzień. Było słonecznie, prawie 28 stopni, a do tego lekka morska bryza. Wymarzona pogoda. Zajechaliśmy około 14 i od razu rozłożyliśmy się na plaży. Oczywiście mój mąż pierwszy poszedł do wody ale stwierdził, że woda jest za zimna i nie chciał pływać :) Potem zostawiłam mu mała i poszłyśmy obie z Karoliną. Ja nie wytrzymałam i od razu się zanurzyłam. Ależ fantastyczne uczucie... Obiecałam sobie, że kiedyś muszę mieć taki mały domek nad morzem :)
Mieliśmy też okazję zaobserwować odpływ.... Pierwszy raz widziałam jak woda daleko odpływa w głąb morza... Przepiękny widok....
Rhyl, Walia





Rhyl, Walia

Nasza plaża

Odpływ...














































Cały dzień błogiego lenistwa. Nie mogłam wymarzyć sobie lepiej tego dnia.
Poza tym to pierwsza wizyta mojej maleńkiej nad morzem... :) Byłam ciekawa jak się zachowa, czy będzie płakać jak dotknie wody, czy wystraszy się szumu fal... Takie reakcje zauważałam wcześniej u innych małych dzieci. Jednak moja Andrea zachowała się zupełnie inaczej.... Nie bała się wody i nie zraziło ją to, że woda była zimna... Wręcz była zainteresowana i podobało się jej pluskanie nóżkami o wodę :)
Pierwszy kontakt z morzem :)
Moja kochana Pyza miała tyle atrakcji, że przespała całą noc... Ani razu nawet się nie zbudziła do jedzenia :) Słoneczko wymęczyło moją kruszynkę :)

Fantastyczny dzień.... Dziękuję kochanie :*

sobota, 6 lipca 2013

21. Lato... :D

W końcu i u nas zawitało lato :) Obudziłam się dziś wcześniej niż zwykle, a to za sprawą promieni słonecznych które zaglądały do nas do sypialni :) Pierwszy raz na wyspach nie miałam wrażenia, że czeka mnie dłuuugi, męczący dzień.
Warto wykorzystać tę pogodę, więc zaraz po śniadanku zabraliśmy się z moim teściem do pracy w ogródku, na tyłach domu. Od momentu kupna tego domu tak naprawdę nic nie robiliśmy na zewnątrz... Zaczęliśmy od środka więc podwórko było w opłakanym stanie. Jednak trochę pracy i już zaczyna to przypominać zamieszkiwany dom a nie rupieciarnię :))) Przód tak jak pisałam wcześniej już wygląda jako tako. Dziś walczyliśmy na tyłach. Trochę zabawy było z wyrywaniem roślin, które zdążyły osiągnąć już monstrualne rozmiary. Ale daliśmy radę... Trawka przystrzyżona.... No i najważniejsze bluszcze rosnące od sąsiada powycinane.. Zarastały nam cały płot a teraz jest czyściutko :)
Czas teraz na przerwę i zasłużoną kawkę. No i pyszne ciacho jako bonus ;)




20. Paznokietki...

Dziś w końcu zadbałam o swoje dłonie. Ciekawe czy gdyby nie ta zabawa znalazłabym na to czas :)??? Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam u kosmetyczki. Powtórzę się, ale odkąd urodziła się Andrea w ogóle nie mam dla siebie czasu :( Mój mąż dużo pracuje i to ja całymi dniami zajmuję się małą. A jak już zdarzy się tak, że mam chwilkę wolną tylko dla siebie to mam ochotę położyć się do łóżka, nakryć się kołdrą i pobyć sama.  Niestety takich chwil mam baaaardzo mało.
Tak więc to dziś był ten dzień :) Moje dłonie miały dziś absolutne święto... Skórki przycięte, paznokcie opiłowane, Odżywka nałożona :) No i balsam na dłonie... Istny szał...
Szkoda tylko, że mój teść wziął się za koszenie trawy... Głupio mi było siedzieć i się opalać więc zebrałam się i powyrywałam chwasty przy wszystkich krawężnikach... Teraz moje dłonie wyglądają tragicznie, jak po wojnie :( Ale mogę się pochwalić pięknym wjazdem i trawnikiem przed domkiem :)))) A z tego jestem bardziej happy :D Zostało tylko dokupić parę ozdobnych roślin i skonczone :)

piątek, 5 lipca 2013

19. Zakupowe szaleństwo.

Jest kilka rzeczy którymi chciałabym się z wami podzielić.
Pierwsza to taka, że dziś przyleciał do nas mój teść. Super :) Mój mąż jest prze-szczęśliwy. Niestety ja mam pewne obawy. Teraz wszystko się zmieni. Jak dobrze pójdzie to teść zacznie tu pracę.
Zgadzam się, że trzeba rodzicom pomóc tylko obawiam się, żeby to nie było naszym kosztem. Przyzwyczaiłam się do mieszkania tylko we dwoje :) Nie będzie swobody... Poza tym każde z nas ma swoje przyzwyczajenia, a niekoniecznie wszystkie musimy u siebie akceptować. Ale jakoś musimy dać rade ;) Postaram się, dla mojego męża.

Wróćmy teraz do naszej zabawy. 3 lipca wylosowałam 'kupno jakiegoś gadżetu do domku'. A wczoraj, 4 lipca, z kolei wylosowałam 'zakupy w ulubionym centrum handlowym'.... Z racji tego, że w środę nie miałam jak się wyrwać z domku, bo pogoda była marna a i Andrea nie czuła się najlepiej, więc połączyłam dwie przyjemności na raz :) Uraczyłam się zakupami w moim ukochanym Stockporcie :)
A oto moje cenne łupy :)


Mój pierwszy wazon... No i kwiatki od męża :) Bo coś w tym wazoniku musi być, a że kocham kwiaty...












Kolejna pościel :) Uwielbiam ją kupować... Zresztą tego nigdy dość, prawda :)?
Nawet moja mała modelka się załapała :)))










I ostatni dziś nabytek... podgrzewacz do olejków... Uwielbiam zapachy więc nie wyobrażam sobie, że mogłoby go zabraknąć w naszej sypialni :)


Waga: 94,6kg (-5,4kg).

środa, 3 lipca 2013

18. Pierwsze zadanie zaliczone :)

Dokładnie tak pierwszy dzień i pierwsze zadanie za mną..
Czat z moją ukochaną siostrzenicą jak zwykle minął szybko... Pyza miała mi dużo do opowiadania, bo to przecież już wakacje hehehe Ach jak ten czas leci. Pamiętam jak niedawno nosiłam ją na rękach, kołysałam a potem uczyłam ją wszystkiego... A teraz ma już prawie dziewięć lat. I niestety nie potrzebuje już, tak jak kiedyś, mojej uwagi i pomocy. No cóż, aż boję się pomyśleć, że moja Andrea też tak szybko dorośnie...


Oliwka :)

17. 'Zrób sobie niespodziankę'

Ostatnio czytałam wpis jednej z blogerek. Wymyśliła sobie zabawę 'Zrób sobie niespodziankę'. Polega ona na wypisaniu 15 przyjemności i 15 wyzwań. Następnie losujemy codziennie jedno z nich i w zależności co nam się trafi wykonujemy zadania... Wiadomo nie zawsze będzie to przyjemne, czasem wręcz zakazane... ale jest ryzyko jest zabawa :)
Tak mi się to spodobało, że podkradam pomysł... Dołączam się do zabawy i wam kochani też to polecam...

Przyjemności:
1. Rodzinny dzień poza domem
2. Spotkanie z Karolina :) Babskie ploty... Jeśli się da to Andrea zostanie z tatą :)
3. Wieczór filmowy z mężem, (niestety kino odpada, nie mamy z kim małej zostawić)
4. Shoppng w ulubionym centrum handlowym ;)
5. Pizza lub lasagne :) mniam... zakazany tuczący przysmak
6. Lody waniliowo-karmelowe
7. Zrobienie paznokci (przy małej zapomniałam co to kolor na paznokciach hehehe)
8. Obiad w ulubionym buffecie :) Red Hot World Buffet... Tylko ja, Adrian i Andrea :)
9. Docenić swojego męża :) Uwielbiam to robić...
10. Spotkanie ze znajomymi
11. Wyspać się do oporu
12. Romantyczny wieczór
13. Kupić kolejny gadżet do domku
14. Skype z ulubioną siostrzenicą
15. Dzień z książką 'Atlas chmur'

Wyzwania:
1. Dzień bez FB, (mój mąż twierdzi, że jestem od niego uzależniona)
2. Wysprzątanie łazienki, łącznie z kabiną prysznicową (nie cierpię tego robić :()
3. Dzień dobroci, być miłą dla osób za którymi nie przepadam :)
4. Dzień bez Tv :(
5. Podwójna dawka z Xbox'em
6. Porządki w ogródku
7. Ugotować coś specjalnego, nie znoszę :)
8. Dzień bez muzyki
9. Dzień bez internetu, bez bloga :(((
10. Dzień bez prania :) Przy trzymiesięcznym dziecku pralka używana jest codziennie :) niestety :)
11. Dzień bez mięsa.
12. Jogging
13. Sukienkowy image
14. Dzień bez sms,ów
15. Cały dzień spędzony w domku...

Uffff... Mam te 15 przyjemności i 15 wyzwań... Nie było łatwo z wyzwaniami, ponieważ ogólnie rzecz biorąc mało jest takich rzeczy które ciężko byłoby mi zrobić lub z czegoś zrezygnować. Życie jest piękne i ja potrafię się nim cieszyć i docenić to co osiągnęłam do tej pory :) Jednak mam już pełną listę :) Zaczynam od teraz.

A więc pierwsze losowanie... Uwaga!!! Jest... Nr. 14... Przyjemności :))) Czyli skype z ulubioną siostrzenicą, Oliwką...

poniedziałek, 1 lipca 2013

16. Sypialnia numer jeden :D

Wspominałam już wcześniej, że jesteśmy z mężem w trakcie remontu :) A więc mogę się pochwalić, że lada dzień pierwsza sypialnia (mamy ich trzy) będzie skończona... Zostało pomalować tylko krawędzie i rogi ścian, no i do końca przykleić listwę podłogową z jednej strony... W chwili obecnej wygląda to tak...



Najbardziej podoba mi się rama okna :) Śliczna, drewniana... Trochę było przy niej pracy ale jak widać mój kochany mąż się postarał... Należy mu się ogromna pochwała, no i gorący buziak ode mnie :*
Widać też szafę. I to jak na razie jedyny mebel... Dojdzie jeszcze komoda z ośmioma szufladami i łóżko ('king size' oczywiście :D)... A reszta to już twór mojej wyobraźni. Zbieram więc pomysły na udoskonalenie tej sypialni. Musi być doskonała. W końcu będę w niej spędzać spora część swojego życia :) Wychodzę z założenia, że lepiej się nie spieszyć z dekoracjami a zrobić tak jak się chce...
Oczywiście jak tylko coś się zmieni zaraz dam znać :)