Strony

sobota, 11 kwietnia 2015

165. Feralna sobota...

Wszystko dziś idzie nie tak...
Zaczynając od pogody a kończąc na 'szafkowym zamachu'... Ale po kolei, bo zaraz sama się pogubię.

Od dobrego tygodnia pogoda nas rozpieszczała. No właśnie, czas przeszły :( Bo jak się dziś obudziłam to czułam, że to nie będzie fajny dzień... Szaro, ponuro i deszczowo... Brrrrr, zrobiło się jakoś zimno. Pewnie gdyby nie dziewczynki to zostałabym w ciepłym łóżeczku. Ale niestety, trzeba było zbierać dupsko i zacząć dzień.

Dzień jak co dzień. A. wrócił z pracy i położył się spać. A my śniadanko, mycie ząbków i zabawa :)
Na szczęście dziewczyny chyba się jakoś zmawiają, by mama nie zwariowała :), i jak jedna jest spokojna to druga szaleje... i na odwrót. Dziś spokojna była Amelka a Andrea chyba się wściekła, była po prostu wszędzie. A ja jeszcze nie czułam się najlepiej (nos zapchany, zachrypnięte gardło), masakra jakaś. Jak ja mówiłam 'NIE' to Andy z uśmiechem na ustach brnęła dalej. Najbardziej trafiało mnie jak zaczepiała Amelkę. Chyba jej się nudziło i tęskniła za płaczem siostry... No myślałam, że zwariuję. W końcu zabrałam ją na górę i zostawiłam u niej w pokoju, ma tam mnóstwo zabawek i lubi się tam bawić.
Do tej pory nie było problemu kiedy bawiła się tam sama. Drzwi zamykaliśmy, schody dodatkowo zabezpieczaliśmy bramką by nie spadła, no i mamy baby monitor z kamerą. Aż do dziś...
Andrea bawiła się kiedy parę minut wcześniej spojrzałam na monitor... Nic mnie nie zaniepokoiło. I usłyszałam wielkie BUUUUM... W tempie błyskawicznym pobiegłam na górę... Andy siedziała na podłodze i płakała, włoski miała mokre i była mega wystraszona. Wszędzie wokół porozrzucane zabawki i komoda -nawet nie umiem tego wytłumaczyć - ale prawie przewrócona z wysuniętymi szufladami nad moim dzieckiem... Wyglądało to jakby czas się zatrzymał i w momencie kiedy zegar ruszy na nowo komoda na nią padnie...
Uwierzcie mi ale na moment stanęło mi serce... Ręce mi się trzęsły, podskoczyłam i złapałam komodę. W tym samym momencie zawołałam A., (spał tak twardo, że nic nie słyszał). Dopiero jak opanowaliśmy sytuację zwróciłam uwagę, że było pełno szkła i wody na podłodze. To moja szklana pozytywka, roztrzaskana w drobniuteńki mak...
Boże nie darowałabym sobie gdyby coś się jej stało... Ja ja byłam głupia, że ją tam samą zostawiłam, że zaufałam dwuletniemu dziecku :(

***

Minęło parę godzin, a ja nadal nie mogę dojść do siebie... Ciągle patrzę na Andy czy choć nic złego się nie dzieje...
Moje dziewczynki są dla mnie najważniejsze... Ale czy moja nieuwaga oznacza, że jestem złą matką???? :(((

A to Andrea uśmiechnięta i nie zdająca sobie sprawy z zagrożenia jakie nad nią wisiało rano :)
Może to i lepiej by zapomniała...



8 komentarzy:

  1. Kamień z serca, że małej nic się nie stało!!! Widać ma dobrego Anioła Stróża:)
    Nie jesteś złą matką!!! Po prostu nie przewidziałaś takiej dziwnej sytuacji.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Gosiu, nie przewidziałam sytuacji...
      Ale i tak nie mogę sobie tego darować...

      Usuń
  2. Najważniejsze, że malutkiej nic się nie stało!!!!!I Mamelkowa ma rację - nie jesteś zła matką!!! Nie zawsze jesteśmy w stanie być przy nich, nie zawsze możemy wszystko przewidzieć! Wypadki się niestety zdarzają :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie każą sytuację da się przewidzieć. Najważniejsze, że nic jej się nie stało. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana absolutnie nie jesteś złą matką! Jak mogło Ci coś takiego w ogóle przyjść do głowy! Nikt nie jest w stanie wszystkiego przewidzieć.
    Najważniejsze, że małej nic się nie stało.

    Głowa do góry :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu, bo ja tak mam... Jak dzieje się coś niedobrego to zawsze obwiniam siebie.
      Całe szczęście, że skończyło się na strachu. I choć wiem, że nic Andy nie jest nie spuszczam jej z oka. Nawet dziś w przedszkolu poprosiłam panie by miały ją pilniej na oku.
      Pozdrawiam kochana...

      Usuń