Zanim przejdę do tematu chcę się usprawiedliwić dlaczego piszę z opuźnieniem ;)
Otóż dlatego, że ostatnie dni w Hurgadzie zleciały nam na ciągłych wyjazdach... Poza tym internet był tak słaby, że ja z reguły cierpliwa i spokojna duszyczka wpadałam w złość. Więc lepiej było odłożyć to na odpowiednią chwilę niż tłuc telefonem o podłogę, ktory i tak niczemu winny nie był ;)
A teraz, jakieś dwa tygodnie po powrocie, w końcu ogarnięta mogę pisać dalej...
Tak więc już jestem...
Hurghada... Dzień 10...
Zaplanowaliśmy sobie wycieczkę po okolicy... Dostaliśmy to tak naprawdę w gratisie, w podziękowaniu za zakup innych wycieczek objazdowych w jednym z polskich biur miejscowych. Zdziwilibyście się ilu tu mieszka polaków ;) I jak nie zajmują się organizacją wycieczek, atrakcji dla turystów, to oferują kursy nurkowania...
Nasza wycieczka była fajna, bo mieliśmy baaaardzo małą grupę. Byliśmy tylko my z A. i Andy oraz dwie młode polki. Mieliśmy więc przewodnika tylko dla siebie hihihi
Szczerze powiem, że byłam pod wrażeniem miasta... Zmieniło się i to bardzo... To nie ta sama mała turystyczna miejscowość co cztery lata temu.
Naszą małą podróż zaczęliśmy od Hotelu Sheraton oraz od restauracji Felfela – była okazja do zrobienia zdjęć na tle panoramy Hurghady. Zwiedziliśmy największe uliczki, najbogatsze w sklepy i restauracje... Tętniące życiem...
Przewodnik pokazał nam również biedne dzielnice, gdzie żywcem zabijano kozy na ulicy i dzielono mięso :( Niestety to norma tam... Żal było patrzeć na dzieci, które biegły za samochodem z wyciągniętymi rękoma...
Zwiedzaliśmy Marinę... Polecam gorąco, to zupełnie inny świat w porównaniu z centrum starego miasta. Znajdziecie tam wiele zacienionych knajpek o europejskim standardzie... i cenach. Chociaż można trafić na jakieś happy hours. Wybór spory od pizzy, przez kanapki, po owoce morza i sushi. Warto zajrzeć...
Zahaczyliśmy o targ rybny... Tu to dopiero znajdziecie ryby ;) Jednak ktoś z delikatnym nosem nie wytrzyma tam długo hihihi
No i godne polecenia, jak dla mnie gwóźdź programu, zwiedzanie Meczetu. Jeden z największych choć nie najstarszych. Zawsze marzyłam by wejść do środka. I natrafiła się okazja. Jednak trzeba było wdziać odpowiedni strój, by zakryć ramiona, nogi i oczywiście głowę.
A na koniec atrakcją był jedyny kościół koptyjski :)
Jednym słowem dzień zaliczamy do udanych, nawet bardzo udanych :)
A więcej o Hurgadzie znajdziecie tu.
Otóż dlatego, że ostatnie dni w Hurgadzie zleciały nam na ciągłych wyjazdach... Poza tym internet był tak słaby, że ja z reguły cierpliwa i spokojna duszyczka wpadałam w złość. Więc lepiej było odłożyć to na odpowiednią chwilę niż tłuc telefonem o podłogę, ktory i tak niczemu winny nie był ;)
A teraz, jakieś dwa tygodnie po powrocie, w końcu ogarnięta mogę pisać dalej...
Tak więc już jestem...
Hurghada... Dzień 10...
Zaplanowaliśmy sobie wycieczkę po okolicy... Dostaliśmy to tak naprawdę w gratisie, w podziękowaniu za zakup innych wycieczek objazdowych w jednym z polskich biur miejscowych. Zdziwilibyście się ilu tu mieszka polaków ;) I jak nie zajmują się organizacją wycieczek, atrakcji dla turystów, to oferują kursy nurkowania...
Nasza wycieczka była fajna, bo mieliśmy baaaardzo małą grupę. Byliśmy tylko my z A. i Andy oraz dwie młode polki. Mieliśmy więc przewodnika tylko dla siebie hihihi
Szczerze powiem, że byłam pod wrażeniem miasta... Zmieniło się i to bardzo... To nie ta sama mała turystyczna miejscowość co cztery lata temu.
Naszą małą podróż zaczęliśmy od Hotelu Sheraton oraz od restauracji Felfela – była okazja do zrobienia zdjęć na tle panoramy Hurghady. Zwiedziliśmy największe uliczki, najbogatsze w sklepy i restauracje... Tętniące życiem...
Przewodnik pokazał nam również biedne dzielnice, gdzie żywcem zabijano kozy na ulicy i dzielono mięso :( Niestety to norma tam... Żal było patrzeć na dzieci, które biegły za samochodem z wyciągniętymi rękoma...
Zwiedzaliśmy Marinę... Polecam gorąco, to zupełnie inny świat w porównaniu z centrum starego miasta. Znajdziecie tam wiele zacienionych knajpek o europejskim standardzie... i cenach. Chociaż można trafić na jakieś happy hours. Wybór spory od pizzy, przez kanapki, po owoce morza i sushi. Warto zajrzeć...
Zahaczyliśmy o targ rybny... Tu to dopiero znajdziecie ryby ;) Jednak ktoś z delikatnym nosem nie wytrzyma tam długo hihihi
No i godne polecenia, jak dla mnie gwóźdź programu, zwiedzanie Meczetu. Jeden z największych choć nie najstarszych. Zawsze marzyłam by wejść do środka. I natrafiła się okazja. Jednak trzeba było wdziać odpowiedni strój, by zakryć ramiona, nogi i oczywiście głowę.
A na koniec atrakcją był jedyny kościół koptyjski :)
Jednym słowem dzień zaliczamy do udanych, nawet bardzo udanych :)
A więcej o Hurgadzie znajdziecie tu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz