Strony

poniedziałek, 24 marca 2014

93. [*]

Ach życie... Jak ono potrafi być przewrotne...
Wyobraźcie sobie, że już wczoraj o tej porze powinnam być w domku w Anglii. Jednak nadal jestem w Polsce. Niestety w sobotę około godziny 22, zadzwonił do mnie mój A. i powiedział mi, że dziadziuś nie żyje.
Decyzja była natychmiastowa. Ja zabieram małą i jadę z powrotem do Buska, a A. przylatuje najbliższym samolotem.

W ostatnim poście pisałam wam, że po tygodniowym urlopie A. musiał wracać do Anglii a my z Andreą planowałyśmy wyjazd do Łomży. Wtedy nic nie wskazywało na to, że dziadziusiowi (ze strony mojego A.) tak szybko się pogorszy. Owszem, wiedzieliśmy, że jest bardzo chory ale czuł się świetnie.
Będąc w Łomży byłam w stałym kontakcie z mamą i babcią. Parę dni po naszym wyjeździe babcia poinformowała, że jest gorzej. Jednak nadal myśleliśmy, że to jeszcze nie koniec. Aż w sobotę, o godzinie 21.15, cichutko we śnie dziadziuś odszedł od nas.
Bardzo to oboje przeżyliśmy, bo mimo iż to był dziadziuś A. ja kochałam go jak swojego.

A dziś...
Jest ogromna pustka i smutek...
W każdym kącie domu słychać płacz...
I tylko Andrea nie wie co się dzieje wokół niej. Nie wie, że już nigdy nie zobaczy dziadziusia...
A miał to być dla nas szczęśliwy dzień... Bo dziś Andrea kończy pierwszy rok swojego życia...
Choć z drugiej strony, przyjęcie już się odbyło. Zdążyliśmy uczcić tę okazję zanim dziadziuś odszedł...  Był razem z nami w tym dniu... I dziś na pewno też tu jest razem z nami... Teraz będzie chronił naszą Andreę, będzie jej aniołem stróżem...

Dziadziusiu... Kochamy cię...
[*]

2 komentarze:

  1. Madziu, nie bardzo wiem co w takiej chwili się pisze, bo bólu nic nie jest w stanie ukoić.Jedynie czas go nieco złagodzi. Łączę się z Wami w bólu i przesyłam Andrei buziaki i życzenia, aby Wam zdrowo rosła. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń