Witajcie!!!
Pewnie zastanawialiście się gdzie jestem, że mnie tu nie ma :) No więc już od tygodnia gościmy z moim A. i Andreą w naszym pięknym kraju... I mimo, iż ostatni tydzień nie był dla nas łaskawy to cieszę się jak dziecko tym pobytem... Chłonę każdą chwilę...
Do Polski przylecieliśmy 27 lutego... Przystanek nr1 Kraków/Balice... Szczęściarze z nas, bo pogoda była przepiękna... Na termometrze +14C, czuło się wiosnę... Lot bez opóźnień, szybka odprawa i można było ruszać do domku :) Kierunek Busko-Zdrój... Oczywiście teściowa już nie mogła się nas, a raczej wnusi doczekać i wydzwaniała co chwilkę gdzie jesteśmy :) W końcu się doczekała...
Jakaż była radość... Andrea jest już na tyle duża, że fantastycznie było przyglądać się jej reakcjom na domowników, na babcię, prababcię, pradziadka i oczywiście na pieska.
Cudownie dni nam mijają. Nareszcie nic nie muszę robić. Zero gotowania, sprzątania, a i małą ma się tu kto zająć :) Ach żyć nie umierać hihihi Andrea też fantastycznie tu sypia. Jest a raczej była radosna... No właśnie, jedyny problem jaki mamy to taki, że Andrea nie załatwia się normalnie :( Martwię się, choć wszyscy tłumaczą to zmianą jedzenia... Jednak mimo wszystko myślę o tym. Kupiłam nawet czopki, które i tak nie za wiele dały. Wyczytałam też, że najlepszym domowym sposobem jest podawanie dziecku wywaru z gotowanych suszonych śliwek. Zobaczymy... Właśnie dziadek pojechał dla wnusi po śliwki i będziemy sprawdzać... Oby pomogło...
Tyle miałam w planach będąc tu u teściów a tak naprawdę wszystko zeszło na dalszy plan. Jedyne co wyszło to zaplanowane przyjęcie urodzinowe córci... Chciałam by rodzina ze strony męża razem z nami uczestniczyła w tak ważnym dla nas wydarzeniu... W końcu pierwsze urodzinki to nie byle co :))) Udało się, córcia zadowolona więc i ja również... (Wybaczcie, ale zdjęcia z urodzinek pokażę po powrocie... Zrobię migawkę z całego pobytu)...
Wczoraj mój A. wrócił do Anglii a my zostałyśmy. Oj jak szybko minął ten tydzień... Jeszcze tylko jeden dzień w Busku, potem jedziemy z Andreą do Łomży, do mojego miasta rodzinnego... Już się doczekać nie mogę :) W końcu będzie czas na odwiedzenie przyjaciół... Do tej pory nigdy nie miałam na to czasu, zawsze szybko, dwa dni i powrót. Mój A. tłumaczył, że po co jechać tam skoro moich rodziców nie ma hihihi Może i ma rację ale mimo wszystko ja tęsknię za swoimi starymi kątami :) Tak więc teraz będę miała pełne dwa tygodnie na nadrobienie zaległości :)))
Do Polski przylecieliśmy 27 lutego... Przystanek nr1 Kraków/Balice... Szczęściarze z nas, bo pogoda była przepiękna... Na termometrze +14C, czuło się wiosnę... Lot bez opóźnień, szybka odprawa i można było ruszać do domku :) Kierunek Busko-Zdrój... Oczywiście teściowa już nie mogła się nas, a raczej wnusi doczekać i wydzwaniała co chwilkę gdzie jesteśmy :) W końcu się doczekała...
Jakaż była radość... Andrea jest już na tyle duża, że fantastycznie było przyglądać się jej reakcjom na domowników, na babcię, prababcię, pradziadka i oczywiście na pieska.
Cudownie dni nam mijają. Nareszcie nic nie muszę robić. Zero gotowania, sprzątania, a i małą ma się tu kto zająć :) Ach żyć nie umierać hihihi Andrea też fantastycznie tu sypia. Jest a raczej była radosna... No właśnie, jedyny problem jaki mamy to taki, że Andrea nie załatwia się normalnie :( Martwię się, choć wszyscy tłumaczą to zmianą jedzenia... Jednak mimo wszystko myślę o tym. Kupiłam nawet czopki, które i tak nie za wiele dały. Wyczytałam też, że najlepszym domowym sposobem jest podawanie dziecku wywaru z gotowanych suszonych śliwek. Zobaczymy... Właśnie dziadek pojechał dla wnusi po śliwki i będziemy sprawdzać... Oby pomogło...
Tyle miałam w planach będąc tu u teściów a tak naprawdę wszystko zeszło na dalszy plan. Jedyne co wyszło to zaplanowane przyjęcie urodzinowe córci... Chciałam by rodzina ze strony męża razem z nami uczestniczyła w tak ważnym dla nas wydarzeniu... W końcu pierwsze urodzinki to nie byle co :))) Udało się, córcia zadowolona więc i ja również... (Wybaczcie, ale zdjęcia z urodzinek pokażę po powrocie... Zrobię migawkę z całego pobytu)...
Wczoraj mój A. wrócił do Anglii a my zostałyśmy. Oj jak szybko minął ten tydzień... Jeszcze tylko jeden dzień w Busku, potem jedziemy z Andreą do Łomży, do mojego miasta rodzinnego... Już się doczekać nie mogę :) W końcu będzie czas na odwiedzenie przyjaciół... Do tej pory nigdy nie miałam na to czasu, zawsze szybko, dwa dni i powrót. Mój A. tłumaczył, że po co jechać tam skoro moich rodziców nie ma hihihi Może i ma rację ale mimo wszystko ja tęsknię za swoimi starymi kątami :) Tak więc teraz będę miała pełne dwa tygodnie na nadrobienie zaległości :)))
To tak na razie pokrótce tego co u mnie się działo w ostatnich dniach. Andrea właśnie się obudziła i czas wracać do niuni :) Lecę próbować wywaru z suszonych śliwek... Och oby się udało.
A w Łomży mam misję do spełnienia... Poszukać odpowiedni materiał do podszycia pledu, który pokazywałam w ostatnim poście... Musi być milusi i różowy :)
Pozdrowionka z Buska-Zdroju...
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz