Kochane dziewczynki... Post piszę z myślą o was...
Bo Wy równie mocno się denerwujecie i przeżywacie jak ja :)
Wyszedł trochę z opóźnieniem ale to przez wczorajsze usterki :( Niestety nie miałam na to wpływu...
No więc badanie było... Uffff, nareszcie.
Kto tego nie przeżył to mogę powiedzieć tylko jedno, nerwówka straszna.
Już siedząc w poczekalni żołądek podchodził mi do gardła.
W końcu przyszła pani doktor i poprosiła nas od razu do gabinetu USG. O dziwo była sama, nie jak w poprzednim tygodniu. Ale nie minęła chwilka a zeszła się cała reszta, kolejna pani doktor i położna. No to już wtedy nerwy mi puściły totalnie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ręce zaczęły drgać.
I znów cała procedura zaczęła się od początku. Najpierw badanie USG, żeby sprawdzić umiejscowienie dzidziusia i znaleźć najlepsze miejsce na wkłucie. Następnie pani doktor miała się wkłuć i pobrać płyn... Niestety z USG nie bardzo chciała się podjąć ryzyka, ponieważ łożysko jest dość duże i nie mogła znaleźć miejsca żeby je ominąć. A wkłuwając się w łożysko jest prawdopodobieństwo przebicia tkanki i krwawienia, co mogłoby doprowadzić do poronienia.
postanowiła więc poprosić o konsultację swoją koleżankę, akurat miała dyżur na oddziale.
Szczerze powiedziawszy od tego momentu wszystko poszło już tak szybko, że aż sama się dziwię... Susan, bo tak miała na imię ta 'specjalistka', jak tylko zobaczyła USG stwierdziła, że ona to zrobi. Podsunęły sprzęt, odkaziły brzuch... Położna wytłumaczyła mi, że jeszcze raz znajdą najbardziej dogodne miejsce, następnie ona przytrzyma palcem a Susan wbije igłę.
Ok byłam gotowa... Raz, ciach i czułam już tylko igłę jak przebija mi poszczególne warstwy brzucha... Niezbyt przyjemne uczucie ale też nie takie straszne. Pięć minut i po strachu...
Ja nie bardzo patrzyłam im na ręce, wolałam odwrócić głowę i zamknąć oczy. Ale A. widział krok po kroku całe badanie. Mówił mi, że płyn był bardzo czysty, więc nie martwię się, że coś poszło nie tak...
I to tyle moje kochane :)
Bardzo, bardzo dużo strachu... Ale jak wszyscy wiemy 'strach ma tylko wielkie oczy', na szczęście hihihi
Dostałam instrukcjejak powinnam teraz postępować przez kilka dni. Między innymi nie dźwigać żadnych cięższych rzeczy, nie podnosić, nie pchać... Poza tym funkcjonować normalnie jak do tej pory :)
No i karteczka z terminem wstępnych wyników.... To już dziś....
Jeszcze tylko parę godzin i będzie wiadomo...
Wyszedł trochę z opóźnieniem ale to przez wczorajsze usterki :( Niestety nie miałam na to wpływu...
No więc badanie było... Uffff, nareszcie.
Kto tego nie przeżył to mogę powiedzieć tylko jedno, nerwówka straszna.
Już siedząc w poczekalni żołądek podchodził mi do gardła.
W końcu przyszła pani doktor i poprosiła nas od razu do gabinetu USG. O dziwo była sama, nie jak w poprzednim tygodniu. Ale nie minęła chwilka a zeszła się cała reszta, kolejna pani doktor i położna. No to już wtedy nerwy mi puściły totalnie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ręce zaczęły drgać.
I znów cała procedura zaczęła się od początku. Najpierw badanie USG, żeby sprawdzić umiejscowienie dzidziusia i znaleźć najlepsze miejsce na wkłucie. Następnie pani doktor miała się wkłuć i pobrać płyn... Niestety z USG nie bardzo chciała się podjąć ryzyka, ponieważ łożysko jest dość duże i nie mogła znaleźć miejsca żeby je ominąć. A wkłuwając się w łożysko jest prawdopodobieństwo przebicia tkanki i krwawienia, co mogłoby doprowadzić do poronienia.
postanowiła więc poprosić o konsultację swoją koleżankę, akurat miała dyżur na oddziale.
Szczerze powiedziawszy od tego momentu wszystko poszło już tak szybko, że aż sama się dziwię... Susan, bo tak miała na imię ta 'specjalistka', jak tylko zobaczyła USG stwierdziła, że ona to zrobi. Podsunęły sprzęt, odkaziły brzuch... Położna wytłumaczyła mi, że jeszcze raz znajdą najbardziej dogodne miejsce, następnie ona przytrzyma palcem a Susan wbije igłę.
Ok byłam gotowa... Raz, ciach i czułam już tylko igłę jak przebija mi poszczególne warstwy brzucha... Niezbyt przyjemne uczucie ale też nie takie straszne. Pięć minut i po strachu...
Ja nie bardzo patrzyłam im na ręce, wolałam odwrócić głowę i zamknąć oczy. Ale A. widział krok po kroku całe badanie. Mówił mi, że płyn był bardzo czysty, więc nie martwię się, że coś poszło nie tak...
I to tyle moje kochane :)
Bardzo, bardzo dużo strachu... Ale jak wszyscy wiemy 'strach ma tylko wielkie oczy', na szczęście hihihi
Dostałam instrukcjejak powinnam teraz postępować przez kilka dni. Między innymi nie dźwigać żadnych cięższych rzeczy, nie podnosić, nie pchać... Poza tym funkcjonować normalnie jak do tej pory :)
No i karteczka z terminem wstępnych wyników.... To już dziś....
Jeszcze tylko parę godzin i będzie wiadomo...
A ja byłam pewna, ze juz wszystko wiadomo. Pisz zaraz Madziu jak bedziesz wiedziała. Buziaki
OdpowiedzUsuńTrzymam cały czas kciuki, będzie wszystko dobrze!
OdpowiedzUsuń