Strony

środa, 29 kwietnia 2015

168. Niezwykły prezent od niezwykłej osóbki... Czyli moje pierwsze transfery :)

Dawno, bardzo dawno miałam zebrać się do napisania tego posta ale ciągle brakowało mi czasu... Teraz też nie mam go za wiele. Jednak stwierdziłam, że jeśli jeszcze poczekam parę miesięcy to wcale nic nie napiszę... A tego zrobić nie mogę, bo to co chcę Wam pokazać jest zachwycające...

Wszyscy doskonale znamy Anstahe... To właśnie o niej dziś mowa :)
Danusia sprawiła mi jakiś czas temu cudny prezent. Oniemiałam z zachwytu jak otworzyłam kopertkę... Wiedziała, że zakochałam się w jej transferach i oto są... Moje własne transferki na słoiczki.
Niestety, mimo długiego czasu posiadania są jeszcze w stanie surowym.
Dlaczego spytacie??? O nie, nie, nie moje drogie to nie lenistwo :) Po prostu nie znalazłam jeszcze odpowiedniej koronki do wykończenia. A, że już niedługo będę w PL, gdzie można dostać wszystko, to plan jest taki by obkupić się w możliwie najlepszy sposób :) Między innymi i w koronkę do tychże właśnie transferów.

A póki co podziwiajcie i piejcie z zachwytu :D






Danusia wiedziała na czym najbardziej mi zależy. Jednak dodała też coś od siebie, inaczej nie byłaby sobą, kobietą o złotym serduchu :) Tym sposobem mam też i transferki na grzybkowe słoiczki...




Danusiu, bardzo Ci dziękuję...
I obiecuję, że zaraz po powrocie zabieram się za pracę :)



***


Ściskam Was serdecznie i podeślijcie odrobinkę słoneczka :(
U nas deszczowo i zimno.... Brrrrrrrr...
PA.

wtorek, 21 kwietnia 2015

167. Mega obrus... I matczyne obawy...

Już nie wiem po raz który wracam do tego obrusu. Chyba po raz setny :) Ale jest jeden plus... A mianowicie - pokończyłam inne zaczęte przeze mnie prace szydełkowe i teraz mogę poświęcić czas tylko temu :)

 Pogoda piękna, już Wam o tym pisałam, a to akurat nie sprzyja szydełkowaniu :( Ale zawsze staram się coś tam nadrobić. Zazwyczaj późną nocą, bo to nawet wieczorem nazwać nie można, kiedy już dziewczynki śpią a mój A. znajdzie zajęcie dla siebie albo smacznie śpi (co by nie było, że szydełko ważniejsze od męża :))) Mam nadzieję, że po przylocie z Polski będę mogła pochwalić się już całością...
Dziś pokażę Wam to co mam... Jakąś  1/4 :)
W rzeczywistości jest ogromny czego nie widać na zdjęciu :)





Następny pokaz to już będzie całości... Mam nadzieję :)



***


Mam też jeszcze jedno małe pytanko...
Jakie macie doświadczenie z ząbkowaniem u maluchów???
Pytam, bo Amelka mając równo dziesięć tygodni ma wszystkie objawy ząbkowania... Czy to oby nie za wcześnie???
Moja Andrea miała pierwszy ząbek jak skończyła trzy miesiące... I to wydawało mi się już wcześnie... Więc nie wiem czy się martwić czy czekać na pierwszy ząbek :)
Co o tym sądzicie???

niedziela, 19 kwietnia 2015

166. Ciepełko, a więc prace ogrodowe czas zacząć...

Ach jak ja kocham wiosnę.
Wszyscy kochamy wiosnę i uwielbiamy spacery... a już Andy w szczególności...
Pogoda sprzyja nam cały czas (o co raczej trudno w deszczowej Anglii), więc dzień w dzień jesteśmy na świeżym powietrzu :)
Wszystkie zabawki ogrodowe grają role pierwszoplanowe w naszym ogródku :) A i nie tylko one... Andrea wyciągnęła dziś nawet wózeczek i swoje ulubione misie.



Oczywiście nie obyło się bez zabaw w piaskownicy...





A i stołu moja myszka nie oszczędzała :) I było Fiku Miku :)



Andrea jak zwykle aktywna a Amelka raczej jeszcze biernie chłonęła słoneczko :)


A. też postanowił wykorzystać czas i pogodę... Wziął się mężuś w końcu za porządki na ogródku :) Wstrętna, stara śliwa przycięta i może nie będzie tyle zgniłych spadów w tym roku... Oby, bo co jak co ale śliwek nie lubię :( Brrrrrrr... Poza tym trawnik przystrzyżony i teraz mamy mini boisko do Rugby hihihi Pomidorki też już posadzone, choć nie udało mi się zrobić zdjęć. Do tego zasadziliśmy pierwszy raz miętę i pietruszkę. Mam nadzieję, że przetrwają.
No to prace początkowe za nami.
Jednak zostało najważniejsze, wymiana ogrodzenia z tyłu :) Ale z tym niech sobie radzi mój A. i teść jak będę w Polsce... Ja przyjade tylko i zrobię odbiór roboty hihihi


I tym kończę na dziś :)
Trzymajcie się cieplutko i spokojnej nocy.

sobota, 11 kwietnia 2015

165. Feralna sobota...

Wszystko dziś idzie nie tak...
Zaczynając od pogody a kończąc na 'szafkowym zamachu'... Ale po kolei, bo zaraz sama się pogubię.

Od dobrego tygodnia pogoda nas rozpieszczała. No właśnie, czas przeszły :( Bo jak się dziś obudziłam to czułam, że to nie będzie fajny dzień... Szaro, ponuro i deszczowo... Brrrrr, zrobiło się jakoś zimno. Pewnie gdyby nie dziewczynki to zostałabym w ciepłym łóżeczku. Ale niestety, trzeba było zbierać dupsko i zacząć dzień.

Dzień jak co dzień. A. wrócił z pracy i położył się spać. A my śniadanko, mycie ząbków i zabawa :)
Na szczęście dziewczyny chyba się jakoś zmawiają, by mama nie zwariowała :), i jak jedna jest spokojna to druga szaleje... i na odwrót. Dziś spokojna była Amelka a Andrea chyba się wściekła, była po prostu wszędzie. A ja jeszcze nie czułam się najlepiej (nos zapchany, zachrypnięte gardło), masakra jakaś. Jak ja mówiłam 'NIE' to Andy z uśmiechem na ustach brnęła dalej. Najbardziej trafiało mnie jak zaczepiała Amelkę. Chyba jej się nudziło i tęskniła za płaczem siostry... No myślałam, że zwariuję. W końcu zabrałam ją na górę i zostawiłam u niej w pokoju, ma tam mnóstwo zabawek i lubi się tam bawić.
Do tej pory nie było problemu kiedy bawiła się tam sama. Drzwi zamykaliśmy, schody dodatkowo zabezpieczaliśmy bramką by nie spadła, no i mamy baby monitor z kamerą. Aż do dziś...
Andrea bawiła się kiedy parę minut wcześniej spojrzałam na monitor... Nic mnie nie zaniepokoiło. I usłyszałam wielkie BUUUUM... W tempie błyskawicznym pobiegłam na górę... Andy siedziała na podłodze i płakała, włoski miała mokre i była mega wystraszona. Wszędzie wokół porozrzucane zabawki i komoda -nawet nie umiem tego wytłumaczyć - ale prawie przewrócona z wysuniętymi szufladami nad moim dzieckiem... Wyglądało to jakby czas się zatrzymał i w momencie kiedy zegar ruszy na nowo komoda na nią padnie...
Uwierzcie mi ale na moment stanęło mi serce... Ręce mi się trzęsły, podskoczyłam i złapałam komodę. W tym samym momencie zawołałam A., (spał tak twardo, że nic nie słyszał). Dopiero jak opanowaliśmy sytuację zwróciłam uwagę, że było pełno szkła i wody na podłodze. To moja szklana pozytywka, roztrzaskana w drobniuteńki mak...
Boże nie darowałabym sobie gdyby coś się jej stało... Ja ja byłam głupia, że ją tam samą zostawiłam, że zaufałam dwuletniemu dziecku :(

***

Minęło parę godzin, a ja nadal nie mogę dojść do siebie... Ciągle patrzę na Andy czy choć nic złego się nie dzieje...
Moje dziewczynki są dla mnie najważniejsze... Ale czy moja nieuwaga oznacza, że jestem złą matką???? :(((

A to Andrea uśmiechnięta i nie zdająca sobie sprawy z zagrożenia jakie nad nią wisiało rano :)
Może to i lepiej by zapomniała...



wtorek, 7 kwietnia 2015

164. Dzień następny...

Święta były krótkie ale jakże wspaniałe...
Spędziliśmy ten czas wspólnie z A. i dziewczynkami; na rozmowach, zabawach z dziećmi i długich spacerach... Pogoda sprzyjała i w końcu mogliśmy cieszyć się sobą i ciepłem...

Amelka głównie grzała się na słoneczku...


A Andrea korzystała z uroków placu zabaw...
Huśtawki, ślizgawki... to żywioł mojej dziewczynki... Biegała uśmiechnięta od ucha do ucha.
Trzeba się było nabiegać, żeby ją upilnować hihihi




A i tata zaangażował się do zabawy hihihi


A na koniec fantastyczny spacer nad stawem...
Andrea w końcu wie jak wygląda kaczuszka, gęś i łabędź :) Bo do tej pory widziała tylko na obrazku w książce :)




 ***

A teraz święta minęły i wszystko powoli wraca do normy.
Andrea poszła do przedszkola, A. na nockę do pracy, a i pogoda dziś gorsza... Mglisto, dżdżysto i w ogóle do dupy :(

Sterta prasowania, bo już wczoraj musiałam pralkę uruchamiać...
Odkurzanie, bo przecież moje dziecko gościło się w każdym zakamarku i podłogi wyglądają jak po przejściu spożywczego huraganu :))
Ale co tam... Święta właśnie po to są. Pomimo, iż zazwyczaj dzień następny to doprowadzanie domu do stanu używalności :)

No to uciekam i trzymajcie kciuki.
A Wy jak spędziłyście te święta???
W domku czy może tak jak my bardziej aktywnie, na świeżym powietrzu???

piątek, 3 kwietnia 2015

163. Podkładki i świąteczny nastrój...

Przez ostatnie dni większą część mojego wolnego czasu zajmowało mi szydełkowanie podkładek... Zamiast odpoczywać, malować paznokcie czy plotkować z psiapsiółkami ja ciągle tworzyłam, dorabiałam coraz to nowe kolory. Większość poleciała do Polski, część została na wyspach... Grunt, że wszyscy zadowoleni :) A ja miałam przyjemność obdarowania wspaniałych ludzi czymś prosto z serca.

Wygrzebałam też kilka, dokładnie trzy rodzaje, innych podkładek pod kubeczki... gdzieś tam kiedyś nabyte w sklepie.






Przyjrzałam im się dokładniej i stwierdziłam, że chyba je bardzo lubię :) Chyba nawet na tyle, żeby nabyć i jeszcze wyszydełkować inne i jeszcze inne i jeszcze inne hihihi
Oj czuję, że wzbiera we mnie chęć posiadania podkładkowej kolekcji :)))


***


A wczoraj mój drogi czytelniku rozszalałam się na maxa. Późno zebrałam się do wiosenno-świątecznych porządków... Ale jak polskie porzekadło mówi 'lepiej późno niż wcale' :) Tak więc domek lśni, okna błyszczą... Ciasto upieczone, w tym roku tylko sernik, bo mamy też tort. Mojemu A. tak się spodobało robienie tortu na urodziny Andy, że zaszalał i teraz. No i mamy tort kawowo-makowy :)

Jutro raniuchno przygotuję święconkę, potem kościół, a potem to już tylko błogie lenistwo :)))

***

Tak więc kochani życzę Wam spokojnych świąt... Bez stresu i nerwówki... Spędzonych w gronie najbliższych...

Radości i miłości...

 

środa, 1 kwietnia 2015

162. Zwykła codzienność...

Zwykła...
Ale dla mnie jakże niezwykła, magiczna... A to wszystko dzięki mojemu A. i moim najukochańszym dziewczynkom... Nie uwierzycie ale właśnie tak wyobrażałam sobie swoje życie. Kochający mąż, dwoje zdrowych ślicznych, dzieci i własny dom... W duchu gdzieś tam głęboko czułam też, że będę mieszkać gdzieś poza granicami kraju...
I teraz jak tak siedzę, śmieję się sama do siebie :) Wszystko jest idealnie...
Pomyślicie, że marna ze mnie patriotka. Może to i prawda, ale dla mnie dom jest tam gdzie są najbliżsi... A ja swoich najbliższych mam tu na wyspach :) Reszta rodziny też nie mieszka w Polsce więc tak naprawdę nic mnie tam nie trzymało.

***

Moje życie... Mój świat...
Jak wygląda???

Całkiem normalnie...
Na co dzień wkładam mój ulubiony dres i jestem matką i żoną... Czasem uda mi się wygospodarować minimum czasu wolnego tylko dla siebie. Za to podziękowania dla mojego A., bo wtedy to on ogarnia cały ten chaos :)

Zazwyczaj pobudka wczesnym rankiem, bo moje starsze dziecię to ranny ptaszek... Konieczna jest wtedy kawa, bez niej ani rusz... Potem to już standard :) Poranna toaleta dziewczynek, śniadanko... I przychodzi czas na zabawę... To powiem Wam szczerze jest nie lada wyzwanie :) Zapytacie czemu?? A no prosta odpowiedź... Zazwyczaj w tym momencie Amelka jest mega marudna, wtedy muszę się nią zająć a Andy jest zazdrosna :) Wymyślam wtedy różne zajęcia by odwrócić na ten czas jej uwagę :) A to zmywanie naczyń w zlewie (Andy uwielbia się chlapać), A to zmywanie podłogi suchym mopem hihihi No najprzeróżniejsze czynności. Malowanie kredkami już jej nie bawi a z farbami lepiej jej nie zostawiać bez opieki :) Jak pogoda dopisze, co nie jest częste ostatnio na wyspach, ubieram dziewczyny i ruszamy w plener :)
Sami widzicie, nie jest łatwo. Ale ogarniam, bo to właśnie poranki są najcięższe... Na mojego A. zazwyczaj nie mogę liczyć o tej porze dnia, bo biedak odsypia nocki :(

Po południu jest już luźniej. Andrea zazwyczaj śpi 2-3godzinki (dzięki ci Panie za to :)), wtedy też A. się budzi i przygotowuje jakiś obiadek. A ja mam czas zająć się tylko Amelką bądź sobą, jeśli gwiazda śpi albo nie marudzi :)

A na wieczór zaczynamy wszystko od początku... To znaczy, że Andrea znów jest mega aktywna po popołudniowej drzemce :))) Ale o tej porze dnia mamy już tatę do dyspozycji :) Nie ukrywam, że dużo mnie wtedy odciąża hihihi
A jak dzieciaki położymy już spać, co też jest nie lada wyczynem, to wtedy już nie mam na nic siły... Zazwyczaj kiedy A. ma wolne to lubimy obejrzeć jakiś dobry film wspólnie, ale ja często zasypiam w trakcie :) Dziwię się, że A. nie narzeka, że z zony pożytku nie ma hihihi Szczęściara ze mnie.


***

Taka to włąsnie moja codzienność, nasze wspólne życie...
Cudowne życie...

Nie ukrywam, że jest mega ciężko i czasem zdarza się, że popłaczę w poduchę... Jednak to tylko chwilowe... Cały stres i zmęczenie wynagradzają mi moje dziewczynki...
a ja jestem tylko człowiekiem i też mam prawo się potknąć :) Czyż nie??? :)

***

Dziękuję nowym blogowiczom, zaglądacie i komentujecie coraz częściej... Zachęcacie i uzależniacie :)