Strony

sobota, 29 marca 2014

95. Następne pożegnanie

Marzec... 
To miesiąc mojego męża...
Marzec...
Dał mi córkę...

Ale zabrał nam ukochanego dziadziusia, a dziś pochowaliśmy naszą kochaną sunie Chiccę...
Niestety... O godzinie 13.30 nasza wierna towarzyszka i przyjaciółka odeszła...
Biedactwo ostatnimi czasy strasznie się męczyła. Nerki robiły powoli wysiadkę. Nie mogła jeść, pić. Wychudła, wyglądała masakrycznie... Teraz jest już spokojna. Wierzę w to, że jest jej tam dobrze...

[*]
Ciężko pogodzić się z tą stratą...


poniedziałek, 24 marca 2014

94. Magdalena i Andrea... Jako Tildy :)

Kochani...
Mimo bólu który noszę w sercu, musiałam napisać ten post i pokazać wam jak wielkie szczęście mnie spotkało  całkiem niedawno...

Jakiś czas temu poznałam fantastyczną i bardzo uzdolnioną kobietkę... Wręcz pokochałam jej prace. Jak na razie jest to znajomość blogowa ale nie ukrywam, że mam nadzieję na realne spotkanie... Może kiedyś jakieś wspólne warsztaty??? Kto wie :) Ja jestem otwarta na nowe doznania.

No więc tak się zakochałam, że choć część tego co tworzy chciałam mieć u siebie :) Tak zakwitła myśl o posiadaniu Tildy. Powiem szczerze, że wcześniej nie miałam pojęcia o ich istnieniu. Dzięki Anstahe odkryłam ich piękno...
Poprosiłam o jedną specjalnie dla mnie... I jakież było moje zaskoczenie kiedy dostałam w końcu swoją upragnioną paczkę:) Nie mogłam wyjść z podziwu...
Wyobraźcie sobie, że zamiast jednej, dostałam dwie... Magdalenę i maleńką Andreę... Są cudne... Idealne...






Dziękuję...

Również tu możecie podziwiać ich piękno... Bezpośrednio na blogu u twórcy :)

Pozdrawiam...
M.

93. [*]

Ach życie... Jak ono potrafi być przewrotne...
Wyobraźcie sobie, że już wczoraj o tej porze powinnam być w domku w Anglii. Jednak nadal jestem w Polsce. Niestety w sobotę około godziny 22, zadzwonił do mnie mój A. i powiedział mi, że dziadziuś nie żyje.
Decyzja była natychmiastowa. Ja zabieram małą i jadę z powrotem do Buska, a A. przylatuje najbliższym samolotem.

W ostatnim poście pisałam wam, że po tygodniowym urlopie A. musiał wracać do Anglii a my z Andreą planowałyśmy wyjazd do Łomży. Wtedy nic nie wskazywało na to, że dziadziusiowi (ze strony mojego A.) tak szybko się pogorszy. Owszem, wiedzieliśmy, że jest bardzo chory ale czuł się świetnie.
Będąc w Łomży byłam w stałym kontakcie z mamą i babcią. Parę dni po naszym wyjeździe babcia poinformowała, że jest gorzej. Jednak nadal myśleliśmy, że to jeszcze nie koniec. Aż w sobotę, o godzinie 21.15, cichutko we śnie dziadziuś odszedł od nas.
Bardzo to oboje przeżyliśmy, bo mimo iż to był dziadziuś A. ja kochałam go jak swojego.

A dziś...
Jest ogromna pustka i smutek...
W każdym kącie domu słychać płacz...
I tylko Andrea nie wie co się dzieje wokół niej. Nie wie, że już nigdy nie zobaczy dziadziusia...
A miał to być dla nas szczęśliwy dzień... Bo dziś Andrea kończy pierwszy rok swojego życia...
Choć z drugiej strony, przyjęcie już się odbyło. Zdążyliśmy uczcić tę okazję zanim dziadziuś odszedł...  Był razem z nami w tym dniu... I dziś na pewno też tu jest razem z nami... Teraz będzie chronił naszą Andreę, będzie jej aniołem stróżem...

Dziadziusiu... Kochamy cię...
[*]

sobota, 8 marca 2014

92. Dzień Kobiet


Miłe panie...
Niektórzy uważają, że Dzień Kobiet to typowe święto komunistyczne... Jednak ja je obchodzę z przyjemnością :) No bo któż nie lubi być komplementowany i obdarowany miłymi niespodziankami :) A kwiaty uwielbiam... Tulipany, moje ulubione...
Tak więc z okazji naszego święta...
Życzę Wam i sobie, oby ten dzień był tylko nasz... Dużo relaksu, spokoju, oderwania od codzienności...
Spełnienia wszystkich marzeń, zadowolenia z siebie, radości życiowej...
Aby każdy kolejny dzień była jak dzisiejszy.
Dzielmy się swoim szczęściem i oby to szczęście wracało do nas ze zdwojoną siłą...
Najlepszego kobietki :*
M.

piątek, 7 marca 2014

91. Polska...

Witajcie!!!
Pewnie zastanawialiście się gdzie jestem, że mnie tu nie ma :) No więc już od tygodnia gościmy z moim A. i Andreą w naszym pięknym kraju... I mimo, iż ostatni tydzień nie był dla nas łaskawy to cieszę się jak dziecko tym pobytem... Chłonę każdą chwilę...

Do Polski przylecieliśmy 27 lutego... Przystanek nr1 Kraków/Balice... Szczęściarze z nas, bo pogoda była przepiękna... Na termometrze +14C, czuło się wiosnę... Lot bez opóźnień, szybka odprawa i można było ruszać do domku :) Kierunek Busko-Zdrój... Oczywiście teściowa już nie mogła się nas, a raczej wnusi doczekać i wydzwaniała co chwilkę gdzie jesteśmy :) W końcu się doczekała...
Jakaż była radość... Andrea jest już na tyle duża, że fantastycznie było przyglądać się jej reakcjom na domowników, na babcię, prababcię, pradziadka i oczywiście na pieska.
Cudownie dni nam mijają. Nareszcie nic nie muszę robić. Zero gotowania, sprzątania, a i małą ma się tu kto zająć :) Ach żyć nie umierać hihihi Andrea też fantastycznie tu sypia. Jest a raczej była radosna... No właśnie, jedyny problem jaki mamy to taki, że Andrea nie załatwia się normalnie :( Martwię się, choć wszyscy tłumaczą to zmianą jedzenia... Jednak mimo wszystko myślę o tym. Kupiłam nawet czopki, które i tak nie za wiele dały. Wyczytałam też, że najlepszym domowym sposobem jest podawanie dziecku wywaru z gotowanych suszonych śliwek. Zobaczymy... Właśnie dziadek pojechał dla wnusi po śliwki i będziemy sprawdzać... Oby pomogło...
Tyle miałam w planach będąc tu u teściów a tak naprawdę wszystko zeszło na dalszy plan. Jedyne co wyszło to zaplanowane przyjęcie urodzinowe córci... Chciałam by rodzina ze strony męża razem z nami uczestniczyła w tak ważnym dla nas wydarzeniu... W końcu pierwsze urodzinki to nie byle co :))) Udało się, córcia zadowolona więc i ja również... (Wybaczcie, ale zdjęcia z urodzinek pokażę po powrocie... Zrobię migawkę z całego pobytu)...
Wczoraj mój A. wrócił do Anglii a my zostałyśmy. Oj jak szybko minął ten tydzień... Jeszcze tylko jeden dzień w Busku, potem jedziemy z Andreą do Łomży, do mojego miasta rodzinnego...  Już się doczekać nie mogę :) W końcu będzie czas na odwiedzenie przyjaciół... Do tej pory nigdy nie miałam na to czasu, zawsze szybko, dwa dni i powrót. Mój A. tłumaczył, że po co jechać tam skoro moich rodziców nie ma hihihi Może i ma rację ale mimo wszystko ja tęsknię za swoimi starymi kątami :) Tak więc teraz będę miała pełne dwa tygodnie na nadrobienie zaległości :)))

To tak na razie pokrótce tego co u mnie się działo w ostatnich dniach. Andrea właśnie się obudziła i czas wracać do niuni :) Lecę próbować wywaru z suszonych śliwek... Och oby się udało.

A w Łomży mam misję do spełnienia... Poszukać odpowiedni materiał do podszycia pledu, który pokazywałam w ostatnim poście... Musi być milusi i różowy :)

Pozdrowionka z Buska-Zdroju...
M.